środa, 26 lutego 2014

Obca

Nie pasuję do tego świata. Wcale. Ani trochę. Czuję się obco...dziwnie...

Przed ostatnie dni roznoszę jakieś głupie cv itp po szkołach. Tak strasznie się przy tym  błaźnię, że przechodzi to ludzkie pojęcie.. Przyszłość przeraża mnie coraz bardziej. Chcę się gdzieś schować, głęboko... żeby nikt mnie nie znalazł... nie przeszkadzał.... nie wyśmiewał... nie ranił... nie mam już siły na nic...

niedziela, 23 lutego 2014

Wybuch...

Stało się tak jak przewidywałam. Nie wytrzymałam. Miałam tak napiętą relację z tatą, że jak powiedział kilka słów za dużo, to totalnie wymiękłam. Tak się popłakałam, że nie byłam w stanie pójść na pogrzeb, na który miałam iść... Do tego jeszcze parę innych rzeczy się złożyło, więc miałam ochotę spakować walizki i gdzieś wyjechać... jednak w końcu nie miałam innego wyjścia jak tylko zebrać się w sobie i jakoś żyć dalej... chociaż wieczorem się opiłam (chciałam mocniej, ale nie wyszło). Dzisiaj też nie jest dobrze... znowu jakiś zgrzyt... już nie mam siły. Nie dam rady. Jeszcze jadę jutro poroznosić cv itp... przeraża mnie to... nie chcę wkraczać w to dorosłe życie... jeszcze sprawa z NIM... nie mam siły... coraz poważniej myślę o jakiejś samozagładzie...

czwartek, 20 lutego 2014

Komu zaufać?

Jestem już na wsi 5 dni... jak jest? beznadziejnie... tzn. nie wszystko jest beznadziejne... beznadziejne są moje relacje z rodzicami, szczególnie z tatą. Nie wiem już co robić... komu zaufać? Osobie ważnej, czy ważniejszej? Jedna osoba poradziła mi, żebym zaufała najważniejszej. Niby proste. Ale jeśli najważniejsza Osoba milczy? Albo mówi do mnie niezrozumiale? Hmm... a może to ja jej nie chce słuchać? Sama już nie wiem... wiem tylko, że to nie takie proste... jeśli nic się nie zmieni to mogę tego nie wytrzymać. Wczoraj czułam się na prawdę strasznie. I zdaję sobie sprawę z tego, że w końcu miarka może się przebrać i wybuchnę. Na dodatek porządnie. I ktoś będzie cierpiał. Tylko kto? Nawet nie chcę o tym myśleć...

piątek, 14 lutego 2014

Kto nie ryzykuje - nie żyje

No i mam po sesji... spoko... wszyscy dzisiaj piją... tylko nie wiem, czy z powodu samotności, czy egzaminów... ja mogę pić z obydwóch powodów... ale pewnie nie będę... chociaż straszną mam ochotę... hmm... walentynki? i co z tego? miłość nie istenieje


Hmm.. szukając fajnej grafiki, natknęłam się na tą poniżej... chyba padnę...


A jeśli nie? Ryzyko jest duże... bardzo duże... 
Ale w sumie "kto nie ryzykuje - nie żyje"
Kurde!

środa, 12 lutego 2014

Niezła akcja

Dalej jest źle...
Ale zrobiłam wczoraj akcję. Ogólnie mówiąc, aby dostać wiśniówkę symulowałam, że boli mnie żołądek. Finał był taki, że dostałam tabletki, które musiałam zjeść przy wszystkich:D hehe:) dobrze, że były ziołowe:D
Ale w sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:D Wiśnióweczkę dostałam dzisiaj:) ale w niewielkiej ilości niestety (chociaż w tych warunkach to i tak było dużo).
No dobra... tak poważnie... to padam:(

wtorek, 11 lutego 2014

Sos!

Niech mi ktoś pomoże!!! Błagam!!! Bo nie daję rady!

Rozsypka

Czuję się strasznie! Totalna rozsypka. Gdyby nie to, że jestem u brata to dzisiaj bym na pewno nie wytrzymała i zrobiła coś głupiego... zresztą mam wrażenie, że zaraz coś zrobię...  nawet mój organizm dziwnie funkcjonuje... totalne dno

piątek, 7 lutego 2014

Powinnam, czy nie powinnam?

Nie wiem, co pisać... już prawie po sesji... jak dotąd to wszystko zdałam... jeszcze tylko jedno zaliczenia... powinnam się cieszyć... no właśnie - powinnam:( za dwa dni mam się z KIMŚ spotkać... powinnam się cieszyć... no własnie - powinnam:(  Co jest ze mną nie tak? Dlaczego ciągle wszystko komplikuję? Dlaczego ciągle powinnam się cieszyć, a nie cieszę się? Dlaczego powinnam kochać, a nie kocham? A może nie powinnam?

niedziela, 2 lutego 2014

Ściągać, nie ściągać? Oto jest pytanie...

Wiem, że ściąganie jest oszustwem. Wiem też, że jutrzejszego egzaminu bez tego nie zdam. I co tu robić? Wczoraj usłyszałam taką rzecz, że jeśli w takich małych rzeczach nie będziemy wierni i posłuszni Bogu, to On nie da nam większych rzeczy. No więc wczoraj wieczorem wspaniałomyślnie (ze łzami w oczach) zaczęłam się porządnie uczyć do egzaminu. Wiedziałam, że to przedsięwzięcie jest strasznym hardkorem, bo ten egzamin jest zbyt trudny i zbyt dużo dziwnych wzorów trzeba zapamiętać. A ściągnąć u tego gościa nie jest jakimś strasznym problemem, więc nauka tego przedmiotu wydawała mi się tylko stratą czasu i niczym więcej. Ale wiedziałam, że to słuszne, więc uczyłam się do późna. Nauczyłam się 2 i pół zagadnień z 11 możliwych. Miałam wstać wcześnie rano i się pouczyć, potem Kościół i znowu nauka. Jednak wstałam z bólem głowy, więc nie uczyłam się lecz, spałam dalej. Potem Kościół i jak wróciłam stwierdziłam, że nie ma szans żebym się tego nauczyła, więc już całkowicie odpuściłam. No więc umiem dwa zagadnienia. I co mam robić? Znowu nawaliłam. Zamiast się uczyć wcześniej to leniuchowałam. Na egzaminie mają być dwa zagadnienia. Jeśli będą te, których się uczyłam to chyba padnę:) A jeśli nie? To co zrobię? Miałam nie brać ściąg... ale chyba nie zdobędę się na tyle odwagi...

Nie wiem czy jest inna opcja

Dzisiaj przeczytałam takie zdanko: Łatwiej się zakochać nie kochając niż odkochać kiedy się kocha". Nie wiem czy to prawda.... ale jeśli tak, to stwierdzam jedno: chcę się zakochać! Albo całkowicie z tym skończyć... i wyjechać gdzieś daleko. Nie wiem, czy istnieje inna opcja...

sobota, 1 lutego 2014

Czyli jednak to moja wina

"Problem nie jest w tym, że zawodzimy,upadamy, ale w tym, że gdy to zrobimy poddajemy się i nie idziemy dalej..."
Słuchałam dzisiaj dużo na temat miłości. O tym, by kochać swoich nieprzyjaciół. To, że mam z tym problem to już wiecie... ale postanowiłam z tym walczyć:) Mam dwa postanowienia:
1. Codziennie modlić się o osoby, za którymi nie przepadam.
2. W każdym tygodniu zrobić coś miłego dla takiej osoby. Nie musi to być nic wielkiego. Czasem wystarczy, że napiszę smsa, albo coś...
Nie wiem, czy dam radę, ale postaram się:)
Dzisiaj już miałam jedną niekomfortową sytuację, która dzięki pomocy Bożej mogła zakończyć się całkiem dobrze. Napisała do mnie jedna osoba, która kiedyś była mi bardzo cenna,  potem nasze drogi troszkę się rozeszły, a teraz bardzo mnie denerwowała. I w smsie znowu swoim tekstem spowodowała, że rzuciłam telefon i nie odpisałam. Później jednak przemyślałam sprawę i stwierdziłam, że nie mogę się tak zachowywać. Pan Jezus powiedział, że mam kochać innych, a nie odpychać od siebie. Więc po jakimś czasie odpisałam jej całkiem w porządku i przeprosiłam, że tak długo to trwało. Zrozumiałam też, że nie powinnam oskarżać ją za to, że nasze drogi ostatnio się tak bardzo rozeszły, bo ja jestem temu tak samo winna. I to, że miałam kiepski czas (depresja i te sprawy) wcale mnie nie usprawiedliwia. Ona też na pewno miała swoje powody, by nie pielęgnować naszych dawnych relacji. Zresztą pewnie to ja byłam tym powodem, bo nie byłam zbyt przyjemna dla niej. Czyli - po głębszych przemyśleniach - wychodzi, że to moja wina. Więc tym bardziej muszę się starać odbudować te relacje:)