"Problem nie jest w tym, że zawodzimy,upadamy, ale w tym, że gdy to zrobimy poddajemy się i nie idziemy dalej..."
Słuchałam dzisiaj dużo na temat miłości. O tym, by kochać swoich nieprzyjaciół. To, że mam z tym problem to już wiecie... ale postanowiłam z tym walczyć:) Mam dwa postanowienia:
1. Codziennie modlić się o osoby, za którymi nie przepadam.
2. W każdym tygodniu zrobić coś miłego dla takiej osoby. Nie musi to być nic wielkiego. Czasem wystarczy, że napiszę smsa, albo coś...
Nie wiem, czy dam radę, ale postaram się:)
Dzisiaj już miałam jedną niekomfortową sytuację, która dzięki pomocy Bożej mogła zakończyć się całkiem dobrze. Napisała do mnie jedna osoba, która kiedyś była mi bardzo cenna, potem nasze drogi troszkę się rozeszły, a teraz bardzo mnie denerwowała. I w smsie znowu swoim tekstem spowodowała, że rzuciłam telefon i nie odpisałam. Później jednak przemyślałam sprawę i stwierdziłam, że nie mogę się tak zachowywać. Pan Jezus powiedział, że mam kochać innych, a nie odpychać od siebie. Więc po jakimś czasie odpisałam jej całkiem w porządku i przeprosiłam, że tak długo to trwało. Zrozumiałam też, że nie powinnam oskarżać ją za to, że nasze drogi ostatnio się tak bardzo rozeszły, bo ja jestem temu tak samo winna. I to, że miałam kiepski czas (depresja i te sprawy) wcale mnie nie usprawiedliwia. Ona też na pewno miała swoje powody, by nie pielęgnować naszych dawnych relacji. Zresztą pewnie to ja byłam tym powodem, bo nie byłam zbyt przyjemna dla niej. Czyli - po głębszych przemyśleniach - wychodzi, że to moja wina. Więc tym bardziej muszę się starać odbudować te relacje:)
